sobota, 30 czerwca 2012

Olej do włosów.



         Już prawie od dwóch lat stosuję olejowanie włosów. Dotychczas używałam do tego celu olejków indyjskich. Pomyślałam sobie jednak, że można spróbować olejowania polskim olejem z polskimi ziołami i w dodatku zrobionym samodzielnie. Inspirację do wykonania takiego oleju, a właściwie maceratu olejowego znalazłam tutaj. Zrobiłam taki olej. Oto on:



Do wykonania maceratu użyłam korzenia łopianu, kłącza tataraku i liści rozmarynu. Wszystkie zioła były suszone i pochodziły ze sklepu zielarskiego. Do słoika wsypałam po 10 łyżeczek każdego z ziół i zalałam olejem słonecznikowym tłoczonym na zimno. Oleju nalałam tyle, żeby zioła były nim przykryte. Wyglądało to tak:


Słoik postawiłam na parapecie w kuchni, gdzie do południa intensywnie operuje słońce. Codziennie, 1 - 2 razy, mieszałam olej poprzez potrząsanie słoikiem. Słońce ogrzewało słoiczek, a jeśli zdarzył się dzień pochmurny ogrzewałam go pod strumieniem ciepłej wody z kranu. Robiłam to 1-2 razy dziennie. I tak ziółka macerowały się w oleju przez trzy tygodnie. Dzisiaj odcedziłam olej przez sitko wyłożone gazą i mam swój macerat. Olej słonecznikowy, pod wpływem ziół, zmienił kolor na ciemniejszy. Jest też bardziej mętny niż czysty olej. Wyraźnie widać to na zdjęciu:


Dlaczego takie zioła, a nie inne? Dlatego, że działają korzystnie na włosy i skórę głowy.

Korzeń łopianu - jest naturalnym środkiem leczniczym w wielu dolegliwościach skórnych. Zmniejsza łupież i hamuje wypadanie włosów. Leczy łojotokowe zapalenie skóry głowy.

Kłącze tataraku - zawiera organiczną siarkę, fosfor, kwasy organiczne i fitosterole. Hamuje wypadanie włosów.

Liść rozmarynu - mają działanie łagodzące, przeciwłupieżowe i wzmacniające cebulki włosów.

Olej dopiero dzisiaj odcedziłam i jeszcze go nie używałam. Myślę, że będzie to dobry środek na wzmocnienie włosów.


piątek, 29 czerwca 2012

Zakupy w BIOLANDERZE.



        Zrobiłam kolejne, tym razem niewielkie, zakupy w Biolanderze, moim ulubionym sklepie z kosmetykami naturalnymi. Wczoraj dostałam paczuszkę.


Tym razem zamówiłam tylko trzy produkty:
  1. Savon Noir MARIUS FABRE - czarne mydło marsylskie w płynie. Idealny i wszechstronny środek do sprzątania, a także wspaniały szampon dla zwierząt. Pisałam o nim tu i tu, a także tu. Nie będę więc pisała jeszcze jednej recenzji tego mydła. Powiem tylko, że jest tak dobre, że kupuję je cały czas.
  2. ARGILE PROVENCE Olej Monoi,
  3. KEA KARITE Mydło do suchej skóry z henną,
  4. dołączona do zamówienia próbka Serum HA ARGILE PROVENCE,
  5. i bardzo ładna kartka pocztowa przedstawiająca kosmetyki marki ALEPIA z czarnym mydłem Savon Noir i mydłem Alep Excellence na pierwszym planie.
Paczka była bardzo starannie zapakowana. Każdy produkt był dokładnie owinięty w folię bąbelkową. Taką samą folią była wypełniona pusta przestrzeń w pudełku. Wszystko doszło w idealnym stanie. Zastrzeżenia mam jedynie co do terminu realizacji zamówienia. Złożyłam je i opłaciłam w poniedziałek 18 czerwca, a produkty wysłano dopiero w następny poniedziałek czyli 25 czerwca po mojej interwencji mailowej. Mam nadzieję, że było to tylko jednorazowe niedopatrzenie i że nadal będę mogła cieszyć się nie tylko bardzo dobrej jakości kosmetykami z Biolandera, ale również sprawną, profesjonalną obsługą.

Nie ukrywam, że zarówno olej monoi jak i mydełko z henną zamówiłam pod wpływem pozytywnych recenzji innych blogerek. Mam więc podstawy aby sądzić, że będę z nich zadowolona. Gdy przetestuję je na własnej skórze napiszę recenzje.

wtorek, 26 czerwca 2012

AŁUN - zdrowy, tani i naturalny dezodorant.



             Ałun to jeszcze jeden, znany od wieków naturalny kosmetyk. Czym jest ałun? To naturalny minerał, siarczan potasowo - glinowy zwany też Kalinitem. Wyjątkowe właściwości tego minerału znane są od tysięcy lat. Znany i używany był już w starożytności. Kiedyś każdy mężczyzna posiadał ałun. Używany był powszechnie do tamowania krwi w drobnych skaleczeniach przy goleniu. Pamiętam, że mój Tata posiadał ałun, a także obydwaj dziadkowie którzy do golenia używali jeszcze brzytwy. 




Co wspólnego ma ałun z dezodorantem? Ma i to dużo. Ałun może służyć nam jako naturalny, nieszkodliwy i przy tym tani dezodorant.
Ałun działa inaczej niż dezodoranty drogeryjne będące najczęściej antyperspirantami. Ałun nie likwiduje wydzielania potu. Likwiduje natomiast jego przykry zapach. Jak to jest możliwe? Otóż pot ludzki jest bezwonny. Jego przykry zapach powodują bakterie żyjące na naszej skórze i odżywiające się potem. Ałun stwarza środowisko nieprzyjazne dla tych bakterii, co uniemożliwia im mnożenie się i stąd brak niemiłego zapachu. Jest to bardzo dobre rozwiązanie dla naszego zdrowia. Mechanizm wydzielania potu jest potrzebny naszemu organizmowi do regulacji temperatury ciała. Jest też jednym z kanałów wydalania toksyn. Jednocześnie ałun nie zatyka porów skóry, może więc ona swobodnie oddychać. Wynika stąd jasno, że tłumienie procesu pocenia się za pomocą antyperspirantów jest nierozsądne i  po prostu szkodliwe.





Dezodorantu ałunowego używam już od ponad roku. Pierwszym, jaki kupiłam, był dezodorant ałunowy w płynie, w butelce z atomizerem. Dezodorant był dobry, ale opakowanie, niestety, nie. Dosyć szybko pompka przestała działać i dezodorantu używałam odkręcając butelkę, zwilżając płynem płatek kosmetyczny, którym przecierałam skórę pod pachami. Tym razem zdecydowałam się na ałun w krysztale. Okazało się, że taki ałun mogę kupić w stacjonarnym sklepie z ziołami i naturalnymi kosmetykami. Za kryształ o wadze 50g zapłaciłam 15,30 zł, a więc znacznie mniej niż w większości sklepów internetowych, odpadły też koszty przesyłki.

Producent obiecuje, że kryształ wystarczy na rok. Jak będzie w rzeczywistości - zobaczymy. 




Ałun jest idealnym kosmetykiem dla alergików gdyż nie zawiera żadnych sztucznych, drażniących dodatków, tak powszechnie stosowanych w kosmetykach drogeryjnych. Jak już wspominałam wcześniej, ałun tamuje krew w drobnych skaleczeniach. Łagodzi także skutki ukąszeń owadów i oparzeń słonecznych. Pomaga przy trądziku wysuszając wypryski. Jest bezzapachowy, a więc nie koliduje z zapachem perfum czy innych kosmetyków. Nie brudzi ubrań. Sprawdza się również przy nadpotliwości stóp. Dodatkową zaletą jest jego niska cena.
Jego użycie jest bardzo proste. Wystarczy końcówkę kryształu zwilżyć w zimnej wodzie i potrzeć nią skórę pod pachami czy na stopach. Warto rozstać się z antyperspirantami na korzyść ałunu.

sobota, 23 czerwca 2012

Samorobione masło do ciała - ciąg dalszy.



           Pisałam w poprzednim poście o masełku do ciała, które zrobiłam wykorzystując resztki masła karite i niektórych olejków.  Muszę przyznać, że samodzielna "produkcja" kosmetyków spodobała mi się. Postanowiłam więc zrobić następne masło. Ponieważ do zrobienia poprzedniego zużyłam resztki karite jakie miałam w domu, musiałam zakupić nowe. W poniedziałek złożyłam zamówienie w jednym ze sklepów internetowych, a już w środę otrzymałam przesyłkę. Jeszcze tego samego dnia przystąpiłam do dzieła i oto co otrzymałam:



Szklany słoiczek ma pojemność 200 ml, a w pudełkach plastikowych mieściło się po 150 g karite. 

Masło karite, podobnie jak poprzednio, stopiłam w kąpieli wodnej. Do tego dodałam olejowy macerat z nagietka, olej słonecznikowy zimnotłoczony, olejki eteryczne dla zapachu i trochę witaminy E. Jak wiadomo witamina E pełni w kosmetykach podwójną rolę. Korzystnie działa na skórę i jednocześnie jest naturalnym konserwantem tłuszczów.
Tak jak poprzednio, po wystygnięciu umieściłam masło w lodówce. Gdy stężało okazało się, że ma taką zbitą konsystencję. Po prostu było zbyt twarde. Cóż było robić, przetopiłam je ponownie i dodałam jeszcze trochę oliwy z oliwek, olejków eterycznych i witaminy E. Gdy masło zastygło ponownie jego konsystencja była zupełnie inna. Było miękkie i delikatne.







Moje nowe masło do ciała łatwo rozprowadza się na skórze i dobrze się wchłania. Ma ładny, świeży zapach utrzymujący się przez pewien czas. Dobrze nawilża i natłuszcza skórę. 
Nowe masło ma barwę wyraźnie żółtą. Poprzednie jest znacznie jaśniejsze, co widać na zdjęciu:



Tę różnicę w kolorze spowodował macerat z nagietka. Suszony nagietek zabarwił oliwę, w której był macerowany, co z kolei miało wpływ na kolor masła.
Samodzielnie zrobione masło ma jeszcze tę zaletę, że jego koszt jest niższy niż większości gotowych, naturalnych maseł. Poza tym wiem, co tak naprawdę się w nim znajduje. A przyjemność robienia takiego masełka - bezcenna.



czwartek, 21 czerwca 2012

ODDAJ KOSMETYK, URATUJ ŻYCIE.



          Blogowa zbiórka dla zwierzaków!




Na świecie jest tak dużo zwierząt potrzebujących pomocy. Bezdomnych, głodnych, często chorych. Mogą one liczyć tylko na ludzi dobrej woli.  Autorka bloga Siempre la belleza jest pomysłodawczynią i współorganizatorką tej pożytecznej akcji. Polega ona na tym, aby przekazać dowolny kosmetyk fundacji Agapeanimali zajmującej się kotami. Z pewnością każda z nas znajdzie w swoich zasobach jakiś kosmetyk, który jej nie odpowiada, nie sprawdził się czy znudził. Kosmetyk nie musi być nowy, może być zaczęty ale w dobrym stanie. Może to być również biżuteria, oczywiście nie ta ze złota i z brylantami. Może być coś z rękodzieła lub inne, drobne przedmioty. Kosmetyki i inne dary zostaną sprzedane na aukcjach, a uzyskane pieniądze przeznaczone będą na utrzymanie i leczenie kociaków - podopiecznych fundacji  Agapeanimali.

Wszystkie szczegóły dotyczące tej akcji znajdziemy tutaj.

Zobaczmy komu możemy pomóc:









Tak się składa, że całkiem niedawno pozbyłam się kilku zbędnych kosmetyków. Nie wiedziałam przecież, że będzie taka akcja. Myślę jednak, że jeszcze  uda mi się coś wyszukać i wysłać. 


Nie bądźmy obojętni. Pomóżmy! Bardzo proszę wszystkie blogerki o rozpowszechnianie tej akcji. Naprawdę możemy pomóc tym biednym zwierzaczkom. Zachęcam do wzięcia udziału w akcji.

niedziela, 17 czerwca 2012

MASEŁKO DO CIAŁA czyli nowy kosmetyk z resztek.


   
        Masła karite nierafinowanego używałam kiedyś jako balsamu do ciała. Potem zaczęłam stosować oleje, kupowałam też gotowe kremy do ciała składające się z masła karite z dodatkiem oleju arganowego. Pisałam o tym tu  i tu.  Ponieważ oleje i masła z olejem bardziej mi odpowiadały niż samo masło karite więc przestałam je używać. Zostało go niewiele, po zważeniu okazało się, że jest go tylko ok. 50g. Niby niewiele, ale tak małą ilość też szkoda wyrzucić do kosza. Postanowiłam je przerobić i w efekcie uzyskałam masełko widoczne na zdjęciu poniżej.




Jak je zrobiłam? Masło karite stopiłam w kąpieli wodnej.





Do roztopionego masła dodałam oleje. Wybrałam te, których też miałam akurat resztki. Był to olej ze słodkich migdałów (prawie 2 łyżki stołowe) i oliwa z oliwek ( 3 łyżki stołowe). Dla zapachu dodałam trochę olejku eterycznego z geranium. Całość dokładnie wymieszałam, poczekałam aż trochę przestygnie i przelałam do szklanego pojemniczka.



Gdy wystygło całkowicie, umieściłam pojemniczek w lodówce. Robiłam to wszystko wczoraj wieczorem i dzisiaj rano wyjęłam z lodówki swoje masełko.





Dzisiaj, po porannej kąpieli natychmiast masełko wypróbowałam. Jakie są moje wrażenia? Bardzo pozytywne. Samego masła karite przestałam używać dlatego, że niezbyt dobrze się wchłaniało. Poza tym masło karite ma taką grudkowatą strukturę. Co prawda te maleńkie grudki rozpuszczają się pod wpływem ciepła dłoni, ale są takie niezbyt przyjemne. Po dodaniu olejków tych grudek nie ma. Masło jest delikatne, wręcz jedwabiste. Poza tym znacznie lepiej się wchłania i ma ładny zapach z olejku eterycznego. Jest tego masełka niewiele, ale z pewnością zużyję je całe i resztki nie zmarnują się.

Pomyślałam sobie, że to może być sposób na dobre i niedrogie masła do ciała. Można robić ciekawe kompozycje mieszając masło z różnymi olejami i dodając olejków eterycznych. Mam już nawet kilka pomysłów, ale żeby je zrealizować muszę zaopatrzyć się w konieczne składniki. Tylko to już chyba w przyszłym miesiącu...


czwartek, 14 czerwca 2012

NATURA SIBERICA Organiczny Szampon do Włosów. Neutralny.



        
          Nigdy jeszcze nie używałam  kosmetyków rosyjskich. Ani naturalnych, ani żadnych innych. Jednak od pewnego czasu widuję na blogach kosmetycznych bardzo pochlebne opinie na temat kosmetyków naturalnych pochodzących z Rosji. Postanowiłam i ja spróbować. Moje pierwsze zamówienie było bardzo skromne. Zamówiłam tylko dwa produkty. Jednym z nich jest  Organiczny Szampon do Włosów Neutralny  produkowany przez rosyjską firmę NATURA  SIBERICA.




NATURA SIBERICA  produkuje swoje kosmetyki na bazie ziół i owoców rosnących obficie na Syberii i Dalekim Wschodzie. Rosną one w surowym klimacie, który sprawia, że posiadają właściwości niespotykane u roślin pochodzących z innych obszarów naszego globu. To właśnie tym roślinom kosmetyki NATURA SIBERICA  zawdzięczają swoje właściwości pielęgnacyjne.

Skład szamponu INCI:  Aqua with infusions of:  Organic Anthemis Nobilis Extract, Organic Saponaria Officinalis Extract, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Guar Hydroxypropyl Trimonium Chloride, Bidens Tripartita Extract, Glycyrryhyza Uralensis Fisch Extract, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Extract, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Glycerin, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Limonene.

Skład tego szamponu uważam za bardzo dobry. Znajdziemy w nim dużo ekstraktów ziołowych gwarantujących jego naturalność. Tę naturalność gwarantuje również certyfikat ICEA.


ICEA - Instytut Certyfikacji Etyki Środowiska - jeden z najważniejszych organów certyfikujących produkty naturalne i organiczne we Włoszech i Europie.
Produkty certyfikowane logo ICEA posiadają następujące cechy: 
  • wytwarzane są z surowców naturalnych i składników aktywnych pochodzenia roślinnego, zatwierdzonych przez standardy AIAB (Włoskie Stowarzyszenie Rolnictwa Ekologicznego),
  • nie zawierają barwników syntetycznych,
  • nie zawierają surowców pochodzących z organizmów genetycznie modyfikowanych (GMO),
  • nie są testowane na zwierzętach,
  • posiadają opakowania z surowców nadających się do ponownego przetworzenia,
  • brak stosowania radioaktywnego naświetlania (stosowanego w celach sterylizacji produktu).

Producent obiecuje:

  
Moja opinia:
używam tego szamponu codziennie od tygodnia. Wiem, tydzień to niezbyt długo, ale na podstawie tego tygodnia mogę powiedzieć, że to, co obiecał producent sprawdziło się w rzeczywistości. 


Szampon rzeczywiście jest delikatny. Pieni się dosyć obficie wytwarzając gęstą pianę. Ładnie pachnie. Zapach ten określiłabym jako kwiatowo - ziołowy i jednocześnie orzeźwiający. Konsystencję ma żelowatą, niezbyt gęstą. Nie jest barwiony.
 Szampon rzeczywiście jest delikatny. 
Dosyć często zdarza mi się, że swędzi mnie skóra głowy. Łupieżu nie mam, skóra wygląda na zdrową, a jednak swędzi. Odkąd używam tego szamponu swędzenie nie wystąpiło ani razu.

Włosy po umyciu szamponem NATURA  SIBERICA Idealnie się rozczesują. Nie ma potrzeby stosowania w tym celu odżywki. Po wyschnięciu ładnie się błyszczą i dobrze się układają. Zauważyłam jeszcze jedną zaletę tego szamponu. Umyte nim włosy nie elektryzują się. Mogę je czesać plastikowym grzebieniem i nic. Elektryzowania nie ma, a przecież nie stosowałam żadnej odżywki. Podoba mi się to bardzo.

I jeszcze jedno. Estetyczna butelka z białego plastiku zawiera aż 400 ml szamponu, a kosztuje tylko 19,90 zł. Jak dla mnie rewelacja. Polecam!



wtorek, 12 czerwca 2012

TULSI Maska do Włosów.



        Ta maska dostała się w moje ręce zupełnie przypadkowo. Jakiś czas temu zamówiłam w jednym ze sklepów internetowych hennę Khadi i jeden z indyjskich olejków do włosów. Złożyłam zamówienie i chwilę potem zrobiłam przelew. Teraz pozostało tylko czekać na przesyłkę. No i czekałam. Upłynęło kilka dni, a paczuszki nie było. Po zalogowaniu się do sklepu widziałam, że moje zamówienie ma status "zapłacone" ale, niestety, nie jest wysłane. Napisałam maila do sklepu z prośbą o wyjaśnienie. Bardzo szybko dostałam odpowiedź z przeprosinami, wyjaśnieniem sytuacji i zapewnieniem, że jako rekompensatę za długie oczekiwanie dołożą do paczki jakiś gratis. Po otrzymaniu przesyłki okazało się, że tym gratisem była Maska do Włosów TULSI.




Maska zapakowana była w celofanową torebkę i schowana w niewielkim zielono - żółtym kartoniku. Ma postać proszku, a właściwie pudru w kolorze takim jak na zdjęciu powyżej. Są to sproszkowane liście rośliny o nazwie Tulsi.

Tulsi  to sanskrycka nazwa bazylii azjatyckiej (Ocimum tenuiflorum). Jest ona jedną z najważniejszych roślin w symbolice hinduistycznej i w Indiach uważana za roślinę świętą.
Tulsi od wieków używana jest w medycynie ajurwedyjskiej zw względu na swoje właściwości lecznicze. Stosowano ją w przeziębieniu, grypie, cukrzycy, astmie, zapaleniu oskrzeli, dolegliwościach żołądka. Badania naukowe potwierdziły, że tulsi redukuje także stres i dostarcza wielu antyoksydantów. A jakie ma znaczenie w kosmetyce?

Puder Tulsi ma przede wszystkim działanie przeciwłupieżowe, antybakteryjne, oczyszczające oraz nawilżające skórę głowy. Polecany jest przede wszystkim do pielęgnacji włosów przetłuszczających się. Producent podaje taki sposób użycia maski:


Ja jednak nie posłuchałam rady producenta i rozmieszałam proszek tylko z wodą. Włosy bardzo lekko zwilżyłam wodą i nakładałam na nie maskę. Bardzo ciężko było nałożyć tę papkę na włosy. Papka nie miała poślizgu i to nakładanie było takie bardzo tępe. Gdy już się z tym uporałam, nałożyłam na głowę folię, a na nią turban z ręcznika. Trzymałam maskę na głowie przez godzinę, a potem spłukałam wodą. Podczas spłukiwania cały czas czułam na włosach to uczucie tępości i zastanawiałam się jak włosy będą wyglądały po wyschnięciu. Rozczesały się bez większego problemu, a po wyschnięciu wyglądały zupełnie normalnie.

Po pewnym czasie postanowiłam ponownie użyć tej maski. Tym razem jednak dodałam olejku i uzyskałam taką masę:



Maskę nałożyłam na zupełnie mokre włosy. Tym razem masa zawierała dodatek olejku, a więc nakładała się znacznie łatwiej niż poprzednio. Po godzinie spłukałam włosy i umyłam szamponem gdyż wyczuwało się w dotyku tłuszcz z olejku. Włosy po wyschnięciu wyglądały bardzo ładnie. Miały połysk i dobrze się układały.

Po zaledwie dwukrotnym użyciu maski trudno jest mi coś powiedzieć o jej skuteczności. Łupieżu nie mam, lecz moje włosy mają skłonność do przetłuszczania się. Myślę, że chcąc uzyskać widoczne efekty należy tę maskę stosować przez dłuższy czas. Wiadomo przecież, że zioła działają powoli. Tulsi można również używać jako maseczki do twarzy, zwłaszcza do cery tłustej i trądzikowej. Ja używam jej tylko do włosów gdyż moja cera nie jest ani tłusta, ani trądzikowa. Nie wiem jeszcze czy pokuszę się o zakup tej maski. Łatwiej będzie mi zdecydować gdy zużyję już całe opakowanie.

piątek, 8 czerwca 2012

Mydło krymskie



         Wiele razy widywałam w sklepach internetowych mydła krymskie ale jakoś nigdy jeszcze się na żadne z nich nie skusiłam. Do czasu. Niedawno w moim mieście został otwarty nowy sklep sprzedający miedzy innymi kosmetyki naturalne i takie, które uchodzą za naturalne. Pisałam o tym tu. W ofercie tego sklepu znajdują się również mydła naturalne. Są to wyłącznie mydła krymskie. Postanowiłam skusić się na jedno z nich i spośród kilkunastu różnych wybrałam  Mydło Krymskie Naturalne z Rumianku Lekarskiego i Kocanki - Relaksujące.



Jest to mała kosteczka mydła ważąca zaledwie 85g. Zapakowana jest w celofan i papierową opaskę. Na odwrocie kostki przyklejona jest etykietka w języku polskim. Widać ją na poniższym zdjęciu i wyraźnie można przeczytać co obiecuje producent.




Mydełko ma bardzo ładny zapach. Jest to zapach rumianku tylko może trochę bardziej słodki. Podoba mi się ten zapach. Na skórze, niestety, nie pozostaje zbyt długo. Jest bardzo przyjemne w użyciu. Wytwarza dosyć obfitą, kremową i taką jakby tłustawą pianę. Dobrze oczyszcza skórę, a zatopione w kostce kwiaty kocanki działają jak delikatny peeling. Używam tego mydła od tygodnia. Myję nim całe ciało i twarz, stosuję je też do higieny intymnej. Dzisiaj rano po raz pierwszy po umyciu i osuszeniu twarzy poczułam lekkie napięcie skóry. Nie jest to dla mnie problem. I tak zawsze po umyciu twarzy przecieram ją hydrolatem i wklepuję krem (rano) lub olej (wieczorem). Po użyciu kremu napięcie zniknęło.



Co do obiecywanego przez producenta działania uspokajającego i antydepresyjnego to trudno mi coś powiedzieć. Na depresję nie cierpię. Uspokajania nie zauważyłam, ale też go specjalnie nie potrzebowałam. Być może zbyt krótko używam tego mydła żeby coś takiego stwierdzić.
Szkoda, że kosteczka jest taka mała. Używam jej już tydzień i myślę, że starczy mi na jeszcze jeden tydzień. Czy kupię je jeszcze raz? Pewnie tak. Z pewnością nie będę kupowała mydeł krymskich systematycznie, ale od czasu do czasu któreś z nich sobie kupię, tym bardziej, że jest to produkt całkowicie naturalny, nie zawierający detergentów ani innych syntetycznych dodatków. Mogę powiedzieć, że jestem z tego mydełka zadowolona.







wtorek, 5 czerwca 2012

Coś dla ciała czyli karite i argan.



        
     Jakiś czas temu kupiłam Masło Karite - Argan o zapachu jaśminowym Charme d`Orient klik. Okazało się, że masło karite z dodatkiem oleju arganowego bardziej odpowiada mojej skórze niż masło karite solo. Bardzo dobrze spisywało się w charakterze balsamu do ciała. Kiedy poziom masła w słoiczku zaczął zbliżać się do dna trzeba było pomyśleć o zakupie nowego. Mimo, ze z kończącego się masełka byłam zadowolona to jednocześnie, jak chyba każda kobieta, chciałam odmiany. Poszukałam i znalazłam tutaj. Jest to Krem Karite Argan - Lawenda ARGILE PROVENCE.


Kremik zamknięty jest w płaskim, plastikowym pudełku o pojemności 150 ml. Takie opakowanie jest wygodne w użyciu gdyż dostęp do kremu jest łatwy.
Sam krem ma kolor biały, ale nie jest to śnieżna biel tylko taka odrobinę żółtawa. Z wyglądu kojarzy mi się ze smalcem.


Krem jest gęsty, ale jego konsystencja jest lżejsza niż samego masła karite co zapewne jest zasługą dodanego oleju arganowego. Można rozprowadzać je bezpośrednio na skórze, ale można też przed rozprowadzeniem ogrzać je w dłoniach. Pod wpływem temperatury ciała krem bardzo łatwo się rozpuszcza. Rozprowadza się łatwiej niż samo masło karite. Podoba mi się też  jego całkowicie naturalny skład:


Krem wchłania się dosyć szybko,  Dobrze nawilża i natłuszcza skórę. Jest idealny dla mojej suchej skóry. Nie podrażnia jej i nie uczula. Ma ładny, subtelny zapach lawendy. Można go też używać do twarzy, zwłaszcza na noc, ale ja tego nie próbowałam. Używam go tylko do ciała. Jestem zadowolona z tego kremu i prawdopodobnie kupię go ponownie.




Przy okazji chciałabym zaprosić wszystkich na konkurs, który zorganizowała na swoim blogu Siempre la belleza.


W konkursie można wygrać bon o wartości 20 lub 30 zł na zakupy w sklepie internetowym Kalina. Sklep ten oferuje rosyjskie kosmetyki naturalne produkowane na bazie dzikich ziół z Syberii czy rejonów Bajkału. Zasady konkursu można poznać klikając tutaj. Zapraszam!

sobota, 2 czerwca 2012

Projekt DENKO - czyli kosmetyki zużyte w maju.




           Właściwie niezbyt dokładnie się wyraziłam. Nie są to kosmetyki, które całkowicie zużyłam w maju. One skończyły mi się w maju. Tym razem jest ich trochę więcej niż w poprzednim miesiącu.




Projekt "denko" to, moim zdaniem, wspaniały pomysł na wprowadzenie pewnej dyscypliny w kupowaniu i racjonalnym zużywaniu kosmetyków. Dopiero drugi miesiąc biorę udział w tej akcji, a już widzę u siebie pewne pozytywne efekty. Wróćmy jednak do moich "denek".




FLORAME Mydło Bio Geranium. W tym mydełku zakochałam się jak tylko wyjęłam je z opakowania i powąchałam. Zazwyczaj, gdy mam jakieś mydło po raz pierwszy, najpierw przez kilka dni je testuję, żeby można było napisać recenzję. Potem, po wysuszeniu, odkładam je do mydeł zapasowych. Oczywiście zawsze w łazience są ze dwa mydła do użytku, bo przecież nie codziennie mam nowe do testowania. Z tym jednak było inaczej. Tak mi się spodobało, że nie skończyło się na kilkudniowym testowaniu. Zużyłam je całe. Niewielka 100 - gramowa kostka starczyła mi na trzy tygodnie. Pisałam o nim tu. Z pewnością ponownie je kupię.



 Olej Kokosowy KTC. Ten olej służył mi jako balsam do ciała. Bardzo dobrze sprawdził się na mojej suchej skórze. Jest to olej spożywczy i świetnie nadaje się do celów kulinarnych. Nie posiada żadnego zapachu ponieważ jest rafinowany. Można więc smażyć na nim wszystko.
Słoiczek jest dosyć duży, jego pojemność to 500 ml.  Po skończeniu oleju słoik umyłam i przechowuję w nim resztki zużytych mydeł. Ten olej mam zamiar nadal kupować.





ARGILE PROVENCE Szampon Verger Andalousie.
Bardzo przyjemny szampon o pięknym, cytrusowym zapachu. Dla moich włosów bardzo dobry. Były po nim miękkie i błyszczące, łatwo się rozczesywały.
Jest to mała buteleczka o pojemności zaledwie 125 ml, ale można go również kupić w butelce 500 ml.  Może się przydać na kilkudniowy wyjazd zwłaszcza, że szampon może również służyć jako żel pod prysznic. O tym szamponie pisałam tutaj. Moim zdaniem zasługuje na to, żeby znów go kupić.


Olejek do Włosów AMLA PLUS. Ziołowy olejek do włosów. zawiera takie składniki jak: amla, henna, aloes, a także kilka olejów. Niestety, zawiera również parafinę.
Moje włosy były po nim miękkie i błyszczące. Podobał mi się również jego orientalny, ziołowy zapach. Butelka o pojemności 200 ml starcza na długo przy użyciu 1 - 2 razy w tygodniu.
Czy kupię go ponownie? Raczej nie. Ze względu na obecność parafiny.



ARGILE PROVENCE Organiczny Hydrolat z Werweny.
Hydrolatu z werbeny używałam przede wszystkim jako toniku do twarzy. Czasem dodawałam go do maseczki z glinki rhassoul. W obu tych rolach sprawdził się bardzo dobrze.  Pisałam o nim tutaj. Czy go jeszcze kiedyś kupię? Oczywiście, że tak! Bardzo podobają mi się granatowe, szklane buteleczki po hydrolatach  ARGILE PROVENCE. Ani tej, po hydrolacie z werbeny, ani żadnej innej jeszcze nie wyrzuciłam. Myślę, że jeszcze wymyślę dla nich jakieś zastosowanie.



ALEPIA Glinka Beloun
Jeden z wielu świetnych produktów marki  ALEPIA. Jest to sproszkowana glinka służąca do masek wzmacniających włosy. Stosowałam te glinkowe maski raz w tygodniu, czasem rzadziej. Z efektów jestem zadowolona. Włosy były po niej dobrze odżywione, sprężyste i błyszczące. Zwiększały też trochę swoją objętość. O glince beloun pisałam tutaj. Kupię ją ponownie na pewno.

Na kosmetyki, które skończyły mi się w maju wydałam 148,40 zł. Myślę, że to niezbyt dużo jak na sześć produktów. Statystycznie na jeden kosmetyk wypada 24,73 zł.
Nie planuję zużycia kosmetyków w czerwcu. Co zużyję i w jakiej ilości - czas pokaże.

Oczywiście, jak zawsze, przy robieniu zdjęć miałam pomocnicę. Moja Kicia musiała wszystkiego osobiście "dopilnować", co widać na zdjęciu poniżej. 










                                                                                                             



 









piątek, 1 czerwca 2012

Szampon dla dzieci Babydream



      
      Zapewne wiele osób zna rossmanowską linię kosmetyków dla dzieci  Babydream. Nie mam już małych dzieci, mimo to jeden z kosmetyków z tej linii zawsze można znaleźć w mojej łazience, a mianowicie szampon.
Moje włosy mają skłonność do przetłuszczania się i dlatego myję je codziennie. Zazwyczaj używam do tego celu naturalnych szamponów dla dorosłych, ale czasem niezbędny jest szampon dla dzieci. Dlaczego jest taki niezbędny? 
Otóż w pielęgnacji swoich włosów stosuję olejowanie. Najczęściej są to indyjskie olejki do włosów. Nakładam je na włosy na noc, a rano trzeba czymś skutecznie zmyć ten tłuszcz. I tu właśnie świetnie radzi sobie  Szampon dla dzieci Babydream. Wystarczy dwukrotnie namydlić włosy tym szamponem i po oleju nie ma ani śladu. Z początku próbowałam zmywać olejki szamponami dla dorosłych, ale nie było to takie proste. Trzeba było mydlić włosy nawet po 4 - 5 razy.





Prawdopodobnie inne szampony dla dzieci też dobrze by sobie poradziły ze zmywaniem olejków. Po prostu  jest w nich więcej detergentów niż w szamponach dla dorosłych. Z reguły są to detergenty łagodniejsze niż w szamponach dla dorosłych, chociaż niektóre szampony dla dzieci zawierają nawet SLS. Nic więc dziwnego, że szampony dla dzieci są skuteczniejsze w zmywaniu olejków.




Szampon Babydream wybrałam przede wszystkim ze względu na jego skład. Nie zawiera SLS, silikonów i parabenów. W jego składzie znajdziemy pantenol, wyciąg z kiełków pszenicy i z rumianku.




Szampon dobrze się pieni i ma ładny zapach zbliżony do zapachu rumianku. Czytałam na kilku blogach kosmetycznych, że plącze on włosy i trudno je rozczesać. Ja nie zauważyłam u siebie takiego zjawiska. Rozczesuję włosy bez problemu i bez stosowania żadnej odżywki. Być może zależy to od rodzaju włosów. Po umyciu moje włosy są miękkie, błyszczące i nie elektryzują się.
Szampon Babydream ma jeszcze jedną zaletę. Jest nią niska cena. Butelka o pojemności 250 ml kosztuje w granicach 4 złotych. Polecam wszystkim dziewczynom, które olejują włosy. Ten szampon do zmywania olejków jest idealny.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...